Liczyliśmy na medal, a skończyło się… nie najlepiej. Konrad Bukowiecki zajął ósme, a Michał Haratyk dopiero dziesiąte miejsce w sobotnim finale pchnięcia kulą halowych mistrzostw świata w Birmingham. Wielką klasę pokazał Nowozelandczyk Tom Walsh, który aż trzykrotnie przekroczył granicę 22 metrów, w ostatniej próbie bijąc rekord życiowy i rekord mistrzostw świata (22,31).
Dzień od pozytywnego akcentu rozpoczął Remigiusz Olszewski. Polski sprinter zajął drugie miejsce w swoim biegu eliminacyjnym i awansował do popołudniowego półfinału. Wywalczył też coś więcej: kilkadziesiąt minut po zakończeniu rywalizacji, Marek Plawgo – ekspert TVP Sport – poinformował, że 25-letni zawodnik pojedzie na zgrupowanie z reprezentacją Polski i zostanie włączony do treningów z kadrą. Biorąc pod uwagę, że od kilku miesięcy musiał trenować indywidualnie, jest to na pewno wydarzenie godne odnotowania.
Sporo szczęścia miał Marcin Lewandowski. Polak, który w Birmingham chce powalczyć nawet o medal, do finału awansował z wielkimi kłopotami. Jego bieg eliminacyjny był bardzo szybki, zajął w nim czwarte miejsce, a że wchodziło po dwóch najlepszych i trzech z czasami, to wyczekiwać musiał dalszych wydarzeń. Te poszły po jego myśli: jako drugi “szczęśliwy przegrany” pobiegnie w niedzielnym finale. – Taktycznie wszystko poszło świetnie, ale w końcówce trochę “odcięło” mi nogi – tłumaczył później w rozmowie z Aleksandrem Dzięciołowskim.
“Odcięło” również nieco Angelikę Cichocką. Polka przegrała walkę na łokcie z Habitam Alemu, w pierwszym biegu eliminacyjnym zajęła dopiero trzecie miejsce i odpadła z rywalizacji na 800 metrów.
Wydarzeniem wczesnego popołudnia był – z polskiej perspektywy – finał pchnięcia kulą. Pora nie podziałała najlepiej na naszych reprezentantów: Michał Haratyk pchnął zaledwie 20,69 i nie awansował nawet do ścisłego finału (10. miejsce), a Konrad Bukowiecki – po obiecującym 20,99 – dwie kluczowe próby spalił (8. miejsce). Wygrał znakomity Walsh (22,31), przed Niemcem Davidem Storlem (21,44) i Czechem Tomasem Stankiem (21,44). Powyżej 21 metrów pchało zresztą łącznie aż siedmiu zawodników, co czyni ten konkurs... najlepszym w historii.
W innym "porannym" finale klasę potwierdziła Wenezuelką Yulimar Rojas (14,63), która obroniła tytuł mistrzyni świata z Portland. Drugie miejsce zajęła Jamajka Kimberly Williams (14,48), a trzecie Hiszpanka Ana Peleteiro (14,40).
Polskim kibicom na osłodę zostały sztafety 4x400 metrów, gdzie i Polacy (Karol Zalewski, Patryk Adamczyk, Łukasz Krawczuk, Jakub Krzewina), i Polki (Małgorzata Hołub-Kowalik, Joanna Linkiewicz, Natalia Kaczmarek, Aleksandra Gaworska) bez większego trudu wywalczyli awans do finałów. Te – tradycyjnie – odbędą się na zakończenie mistrzostw, w niedzielę.
Czekamy na wieczór, gdzie wielką szansę na medal ma Adam Kszczot, a o miłą niespodziankę w finale na 400 metrów powalczy Justyna Święty-Ersetic. Transmisja w TVP Sport, SPORT.TVP.PL i aplikacji mobilnej od 19:05.
Występy Polaków:
Remigiusz Olszewski (60 metrów) – awans do półfinału
Marcin Lewandowski (1500 metrów) – awans do finału
Angelika Cichocka (800 metrów) – odpadła w eliminacjach
Konrad Bukowiecki (pchnięcie kulą) – 8. miejsce w finale
Michał Haratyk (pchnięcie kulą) – 10. miejsce w finale
Sztafeta 4x400 metrów (M) – awans do finału
Sztafeta 4x400 metrów (K) – awans do finału
Następne